sobota, 29 sierpnia 2015

Święta matka


Wczoraj wspominaliśmy świętą Monikę, dziś zaś świętego Augustyna.
Co łączy te dwie osoby?
Otóż, święta Monika w wieku 22 lat urodziła syna- Augustyna. Przez długi okres czasu był on dla niej przyczyną wielu zmartwień i cierpień. Prowadził swobodny styl życia, miał nieślubne dziecko, wyznawał heretyckie poglądy. Monika nie wyrzekła się syna, lecz z matczyną miłością zanosiła modlitwy do Boga, prosząc o nawrócenie dla Augustyna. Wkrótce ta chwila nastąpiła.


 "Pewnego dnia, płacząc pod wpływem wewnętrznego wzburzenia, wybiegł do ogrodu, by w odległym kącie położyć się pod drzewem i się modlić. Wtedy usłyszał z sąsiedniego ogrodu śpiew dziecka, które powtarzało słowa: "Tolle, lege! - Weź, czytaj!" Augustyn odniósł te słowa do siebie, odczytując je jako znak Opatrzności Bożej. Powrócił do domu, sięgnął do Listu do Rzymian. Jego oczy trafiły na przypadkowe słowa: "Żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości, ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom" (Rz 13, 13-14). Doznał przy tym wyzwolenia z przywiązania do seksu, a w jego sercu zrodziła się chęć zachowania celibatu. Przeżycie to na trwałe zmieniło jego życie. Wkrótce powiedział o tym swojej matce, która tak długo modliła się o jego nawrócenie."

Zwróćmy uwagę na postawę tych dwóch wspaniałych świętych. Matka i Syn. Matka nawróciła swojego syna, nieustannie prosząc Boga o ten dar. Dla niej nie było najważniejsze ani zdrowie, ani wykształcenie, ani życie doczesne syna. Dla św. Moniki najważniejszym celem było zwrócić duszę Augustyna ku Bogu. To się nazywa prawdziwa matczyna miłość.
Dziś niestety, rodzice najczęściej chcą się "pozbyć" swoich pociech, kupując im tablety, smartfony, komputery. Oddają swoje "skarby" na pastwę internetu i paskudnych treści w nim zawartych. Natomiast najczęściej (okazjonalnie) życzą swoim dzieciom szczęścia, zdrowia i pomyślności. A dlaczego nie życzą zbawienia i świętości? Później są zaskoczeni, dlaczego ich dziecko zbłądziło, skoro dali mu wszystko co mieli. Pieniądze, gadżety, wakacje... Nie dali mu jednego. Pana Boga i rodzicielskiego Błogosławieństwa. Kochająca matka i kochający ojciec to ci, którzy nieustannie modlą się o głębszą relację własnych pociech ze Stwórcą. To ci, którzy jak święta Monika, błagają Boga o nawrócenie zagubionych dzieci.
Jeżeli Rodzice dadzą swoim dzieciom Pana Boga, to dadzą im wszystko.
Jeżeli Rodzice nie dadzą Pana Boga, to nie dadzą im nic. Dzieciaki będą wtedy pozbawione miłości. Będą patrzeć na świat przez pryzmat wygody, a zbawczym cierpieniem będą gardzić.

"Dajcie mi modlące się matki, a uratuję Świat." - św. Augustyn

wtorek, 25 sierpnia 2015

Rysy na Matczynym Obliczu

Wiele osób Wizerunek Jasnogórski zna na pamięć. Kojarzą Matkę Bożą z ciemną twarzą, a na niej blizny. Patrząc na prawy policzek Maryi widać doskonale, że znaczą go dwie rysy, przecięte trzecią na linii nosa. Natomiast na szyi występuje sześć cięć. Dwa są widoczne dość wyraźnie, a cztery pozostałe – słabiej. Sporo jak na jedną twarz. Skąd się one wzięły?



Szukając odpowiedzi na pytanie można znaleźć różne wersje ich historii. To jedna z nich: „Pamiętam z dzieciństwa, gdy na religię chodziło się do salki przy kościele i prowadziła ją siostra, jak opowiadała nam o tym, skąd są rysy na twarzy Maryi. Zapamiętałam, że to żołnierze szwedzcy zrobili rysy mieczem. Żołnierz, który tego czynu się dopuścił padł trupem przed obrazem. Inni towarzyszący mu widząc to uciekli w popłochu, dlatego obraz nie został zniszczony. Opowiadanie wówczas zrobiło na nas wrażenie” – odpowiada na internetowym blogu Ania. Takie skojarzenia mają nie tylko internauci. Często wśród nas pojawiają się podobne odpowiedzi. Zmienia się tylko najeźdźca. Ślady cięcia na obrazie pojawiły się po najeździe tureckim, tatarskim albo niemieckim. Oczywiście to nie Szwedzi „ranili” Matkę Bożą Częstochowską i pozostawili blizny. To nie byli też Turcy, Tatarzy czy Niemcy. Gdzie więc„leży” prawda dotycząca jasnogórskiego skarbu? Można ją odnaleźć dzięki badaniom archiwalnym i historycznym.

Wielkanocny napad
Na Jasną Górę do cudownego obrazu przybywało wielu pielgrzymów, którzy dziękując za wysłuchaną modlitwę ofiarowywali cenne wota. To one przyciągnęły rabusiów w Wielkanoc, 14 kwietnia 1430 roku. Banda z Czech, Moraw i Śląska dokonała napadu na klasztor w Częstochowie. Wśród nich znajdowali się kniaź Fryderyk Rusin Ostrogski z Wołynia oraz dwaj polscy szlachcice Jakub Nadolny z Rogowa i Jan Kuropatwa z Łańcuchowa. Niektórzy historycy twierdzą, że napad miał także charakter polityczny, gdyż kniaź Ostrogski był w konflikcie z braćmi Jagiełły i dążył do wszczęcia zamieszek politycznych. Początkowo myślano, że napadu dokonali husyci. Potem ujęto dwóch polskich szlachciców. Po procesie w Krakowie zostali oni skazani na ścięcie. Kroniki podają, że „niemal wszyscy, którzy się tym czynem świętokradzkim pokalali, w ciągu tegoż samego roku zginęli pod mieczem morderczym”.
W czasie napadu rabusie zamordowali kilku zakonników i skradli paramenty kościelne. W kaplicy Matki Bożej zdjęli Wizerunek, ograbili go z drogocennych ozdób i wotów. Twarz Madonny przebili mieczem, a rozbitą na trzy części tablicę malowidła rzucili przed wejściem. Po napadzie powstała legenda o złoczyńcach, którzy chcieli zabrać obraz ze sobą. Jednak dowieźli skradziony obraz do miejsca, gdzie obecnie stoi kościół św. Barbary. W tym miejscu konie ciągnące wóz stanęły i nie chciały ruszyć dalej. Jeden z napastników rzucił obraz na ziemię i rozbił go na trzy części. Inny uderzył szablą w prawy policzek Maryi i pozostawił na nim widoczne do dziś dwie rysy.



Krakowska renowacja
Co stało się po zniszczeniu obrazu Matki Bożej można dowiedzieć się z relacji, którą zmieścił Piotr Risinius w książce „Historia pulchra” wydanej w 1523 roku. „Bracia zakonni wziąwszy połamany obraz, śpieszą do Krakowa do króla Władysława, przybywając, oznajmiają o ruinie klasztoru i błagają o pomoc królewską. Król rozkazuje najprzód radzie miejskiej, by przyjęła obraz do ratusza, i poleca, by go odnowiono i ozdobiono złotem i srebrem. Kiedy go naprawiono i gdy malarze pociągnęli ramy delikatną farbą, mniemali, że zadośćuczynili (zleceniu króla). Przychodzą następnego dnia, widzą, że farby spłynęły i że praca ich daremna. Przeto gdy częściej w tej rzeczy trwali, nic zgoła nie wskórali. Gdy o tym doniesiono królowi, król przypisał to ich lenistwu i niedbalstwu, bieglejszych skądinąd postarał się sprowadzić, którzy gdy za pismem cesarskim przybyli, biorą się śmiało do rzeczy wobec rady miejskiej, pracę kończą i radośni odchodzą do gospody, pokrzepiają się ucztami. Następnego dnia, skoro i oni zobaczyli, że niewiele wskórali, ponownie wzięli się do pracy, a gdy próżno siły swe wytężali, zaniechali przedsięwzięcia. Gdy cud znowu oznajmiono królowi, odpowiedział, że może będzie to przepowiednią jakiegoś przyszłego wydarzenia, toteż zapłaciwszy, kazał im odejść”. Po przeczytaniu tej historii wydaje się ona nieprawdopodobna. Jak to możliwe: farba spływała z obrazu?
Potwierdzają to specjalistyczne badania. Dzięki nim prof. Rudolf Kozłowski wyjaśnił, że „po zniszczeniu obrazu i rozpadnięciu się tablicy na trzy części sklejono ponownie deski w Krakowie. Na naprawionej tablicy naklejono kawałki płótna oraz nałożono wielowarstwową zaprawę kredową, na której po usunięciu resztek dawnego, namalowano nowe, temperowe malowidło. Dzisiaj stają się zrozumiałe rzeczywiste trudności, z jakimi zetknęli się średniowieczni konserwatorzy, gdy usiłowali pokryć farbami temperowymi malowidło wykonane techniką woskową – enkaustyką (farbami woskowymi). Wysiłki okazały się daremne i piętnastowieczni mistrzowie zdecydowali się na niespotykane przedsięwzięcie. Ze zniszczonego obrazu pozostawili tylko poklejoną i połataną deskę, na której namalowali możliwie najwierniejszą kopię. W ten sposób powstał istniejący dziś Wizerunek Matki Bożej Jasnogórskiej (Częstochowskiej)”.
A co bliznami na twarzy Maryi, które uważane były za retuszowane cięcia pozostawione przez miecze? Badania i zdjęcia rentgenowskie wykazały: „Malarz z pismem od cesarza, po zrobieniu zaprawy, rylcem wygniótł rysunek obrazu. Po namalowaniu obrazu, tym samym rylcem, na farbie twarzy narysował ślady cięć, jakby je wyliczał, że tu były dwa długie cięcia, a tu dwa mniejsze, tam znowu jakieś skaleczenia. Po zrobieniu śladów, gdzie miały być rany, artysta pomalował je farbą koloru krwi — cynobrem”.
Naukowcy zastanawiali się, dlaczego przy renowacji starano się zachować stare deski, przecież łatwiej było użyć nowych. Już wtedy było wiadomo, że Pani Jasnogórska to nie tylko wizerunek Matki Bożej, ale relikwia po niej. Według legendy obraz został namalowany na desce stołu z Nazaretu. Konserwatorzy chcieli zachować relikwię, a Wizerunek jak najwierniej odtworzyli. W taki sposób malarze namalowali wielkiej klasy dzieło. A blizny stały się śladem w pamięci pokoleń. Znakiem mówiącym o kulcie Maryi i wspomnieniem o napadzie, wspomnieniem trudnych momentów w naszej historii przeżytych dzięki wstawiennictwu Madonny.
Na podstawie - „Informator - Jasna Góra”
Renata Jurowicz
Źródło: http://www.opiekun.kalisz.pl/index.php?dzial=artykuly&id=515

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Święty bez podstępu

Święty Bartłomiej, Apostoł

Święty Bartłomiej Święty Bartłomiej jest jednym z dwunastu Apostołów, których wybrał sobie Jezus spośród kilkudziesięciu uczniów.
W Ewangeliach spotykamy dwa imiona: Bartłomiej i Natanael. Synoptycy (Mateusz, Łukasz i Marek) używają nazwy pierwszej, natomiast Jan posługuje się imieniem drugim. Jednak według krytyki biblijnej i tradycji chodzi w tym wypadku o jedną i tę samą osobę. Jan pisze o Natanaelu jako o Apostole (J 1, 35-51; 21, 2). Ponadto akcentuje wyraźnie, że Natanaela łączyła przyjaźń z Filipem Apostołem, a synoptycy umieszczają Bartłomieja zawsze właśnie przy Filipie w katalogach Apostołów (Mt 10, 3; Mk 3, 18; Łk 6, 14). Co więcej, są oni nawet wymienieni ze spójnikiem "i": "Filip i Bartłomiej".
Aramejskie słowo Bartolmaj znaczy tyle, co "syn Tolmaja". Z tym imieniem spotykamy się w Biblii kilka razy (Joz 15, 14; 2 Sm 3, 3). Wyraz Natanael jest imieniem hebrajskim i znaczy tyle, co "Bóg dał" - byłby więc odpowiednikiem greckiego imienia Teodoros czy łacińskiego Deusdedit oraz polskiego Bogdan. Z imieniem Natanael spotykamy się w Piśmie świętym znacznie częściej (Lb 1, 8; 2, 5; 7, 18; 10, 15; 1 Krn 2, 14; 15, 24; 24, 6 i in.). Jeśli Bartłomiej jest tożsamy z Natanaelem, to jego imię brzmiałoby poprawnie: Natanael, bar Tholmai (Natanael, syn Tolmaja).

Święty Bartłomiej Synoptycy wymieniają imię św. Bartłomieja jedynie w katalogach Apostołów. Św. Jan podaje, że pochodził z Kany Galilejskiej. Szczegółowo zaś opisuje pierwsze spotkanie Natanaela z Chrystusem (J 1, 35-51), którego był naocznym świadkiem. To Filip, uczeń Pana Jezusa, późniejszy Apostoł, przyprowadził Natanaela do Chrystusa i dlatego zawsze w wykazie Apostołów Natanael znajduje się tuż za Filipem. Niektórzy uważają, że to właśnie na weselu Natanaela w Kanie był Chrystus z uczniami i Matką, gdzie na Jej prośbę dokonał pierwszego cudu.
Z opisu pierwszego spotkania wynika, że Natanael nie był zbyt pozytywnie nastawiony do mieszkańców Nazaretu. Kiedy jednak usłyszał słowa Chrystusa i poznał, że Chrystus przeniknął głębię jego wnętrza, serce i duszę, od razu zdecydowanie w Niego i Jemu uwierzył. Świadczy to o wielkiej prawości jego serca i otwarciu na działanie łaski Bożej. Odtąd już na zawsze pozostał przy Chrystusie. O Natanaelu św. Jan Ewangelista wspomina jeszcze raz - brał on udział w cudownym połowie ryb na jeziorze Genezaret po zmartwychwstaniu Chrystusa (J 21, 2-6).

Tradycja chrześcijańska ma niewiele do powiedzenia o św. Bartłomieju. Zainteresowanie innymi Apostołami jest znacznie większe, postać św. Bartłomieja jest raczej w cieniu. Pierwszy historyk Kościoła, św. Euzebiusz, pisze, że ok. roku 200 Pantenus znalazł w Indiach Ewangelię św. Mateusza. Wyraża przy tym przekonanie, że zaniósł ją tam właśnie św. Bartłomiej. Podobną wersję podaje św. Hieronim. Natomiast św. Rufin i Mojżesz z Horezmu są zdania, że św. Bartłomiej głosił naukę Chrystusa w Etiopii. Pseudo-Hieronim zaś twierdzi, że św. Bartłomiej apostołował w Arabii Saudyjskiej. Jeszcze inni są zdania, że św. Bartłomiej pracował wśród Partów i w Mezopotamii. Ta rozbieżność pokazuje, jak mało wiemy o losach Apostoła po Wniebowstąpieniu Pana Jezusa.

Święty Bartłomiej odzierany ze skóry

Z apokryfów o św. Bartłomieju zachowały się Ewangelia Bartłomieja i Apokalipsa Bartłomieja. Znamy je jednak w dość drobnych fragmentach. Zachował się również obszerniejszy apokryf Męka Bartłomieja Apostoła. Według niego Bartłomiej miał głosić Ewangelię w Armenii. Tam miał nawet nawrócić brata królewskiego - Polimniusza. Na rozkaz króla Armenii, Astiagesa, został pojmany w mieście Albanopolis, ukrzyżowany, a w końcu ścięty. Od św. Izydora (+ 636), biskupa Sewilli, rozpowszechniła się pogłoska, że św. Bartłomiej został odarty ze skóry. Stąd też został uznany za patrona rzeźników, garbarzy i introligatorów. Jako przypuszczalną datę śmierci Apostoła podaje się rok 70.


Święty Bartłomiej Zaraz po śmierci Bartłomiej odbierał cześć jako męczennik za wiarę Chrystusową. Dlatego i jego relikwie chroniono przed zniszczeniem. Około roku 410 biskup Maruta miał je przenieść z Albanopolis do Majafarquin, skąd przeniesiono je niedługo do Dare w Mezopotamii. Stamtąd zaś relikwie umieszczono w Anastazjopolis we Frygii w Azji Mniejszej ok. roku 507. Kiedy jednak najazdy barbarzyńców groziły zniszczeniem i profanacją, w roku 580 przewieziono je na Wyspy Liparyjskie, a w roku 838 do Benewentu. Obecnie znajdują się pod mensą głównego ołtarza tamtejszej katedry. Część tych relikwii została przeniesiona za panowania cesarza Ottona III do Rzymu. Władca ten wystawił bazylikę na Wyspie Tyberyjskiej (dla przechowania relikwii św. Wojciecha), do której to bazyliki sprowadzono potem relikwie Apostoła, zmieniając jej tytuł.

Święty Bartłomiej

Kult św. Bartłomieja datuje się od V w. Grecy obchodzą jego uroczystość 11 czerwca, Ormianie 8 grudnia i 25 lutego, Etiopczycy 18 lipca i 20 listopada. Kościół łaciński święto Apostoła od wieku VIII obchodzi 24 sierpnia. W VI w. spotykamy już pierwszy kościół wzniesiony ku jego czci na wyspie Eolia. Piza, Wenecja, Pistoia i Foligno wystawiły mu okazałe świątynie. W Polsce kult św. Bartłomieja był niegdyś bardzo żywy - wystawiono ku jego czci na naszych ziemiach ponad 150 kościołów. Miał on nawet w Polsce swoje sanktuaria, np. w Polskich Łąkach koło Świecia, gdzie na odpust ściągały tłumy z daleka.


W ikonografii św. Bartłomiej jest przedstawiany w długiej tunice, przepasanej paskiem, czasami z anatomiczną precyzją jako muskularny mężczyzna. Bywa ukazywany ze ściągniętą z niego skórą. Jego atrybutami są: księga, nóż, zwój.


Źródło: http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/08-24a.php3

piątek, 14 sierpnia 2015

Przebaczenie


W dobie dzisiejszego świata, kiedy to uczeni jesteśmy rozwiązłości, życia bez sakramentów, stopniowego zezwierzęcania się, słyszymy ponadczasowe słowa. Chrystus nakłada na nas obowiązek wzajemnego przebaczania. Brzmi banalnie. Jednak w praktyce jest to niesłychanie trudne. Jak przebaczyć współmałżonkowi, który dopuścił się zdrady?
Współczesny świat od razu krzyczy: "Weź rozwód. Jak zdradził raz to zdradzi kolejny. Nie wybaczaj, bo po tym jak cię potraktował/a nie zasługuje na to."
Dlaczego tak się dzieje, że wg własnego "widzi mi się" uznajemy pewne grzechy za niewybaczalne?
Niekiedy rozmawiając z jakąś osobą będącą w związku, ona mówi: "wszystko bym wybaczyła, ale nie zdradę".
Już samym tym słowem "ale" powodujemy, że codzienna modlitwa "Ojcze Nasz... i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom" staje się grzechem wzywania imienia Bożego nadaremno. Łamiemy Dekalog.
Czy w związku z tym, nie należy się nam samym łaska przebaczenia?
Przebaczanie to trudna sztuka i wymaga pokory jednakże wpatrując się w Jezusa na krzyżu uświadamiamy sobie, że to On jest Wzorem Przebaczenia. My go biczujemy, my go ranimy, my go popychamy i kopiemy, my go przybijamy do krzyża, my na niego plujemy i wyszydzamy.
A On? “Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”.
Przebacz, przebacz, przebacz...
Nie dajmy się obezwładniać pychą. Choćby nas najbliżsi do krzyża przybili nie zapominajmy o postawie przebaczenia, której uczy nas Chrystus.