sobota, 24 października 2015

Streszczenie nauki chrześcijańskiej

A. Jesteśmy zobowiązani wiedzieć i wierzyć, że:
  • Istnieje Bóg, Stwórca nieba i ziemi, który jest odwieczny, najwyższy i nieskończony.
  • Jest niebo i piekło, tak jak nam to zostało objawione przez Jezusa Chrystusa.
  • Sprawiedliwi zostaną nagrodzeni przez Niego życiem wiecznym, grzesznicy, zostaną ukarani na zawsze piekłem.
  • W Trójcy Świętej są trzy osoby współodwieczne i całkiem sobie równe.
B. Mamy obowiązek:
  • Znać Symbol Apostolski.
  • Znać dziesięć przykazań Bożych, przykazania kościelne i sakramenty; szczególnie mamy wiedzieć o konieczności chrztu do zbawienia i o Eucharystii, jako zapowiedzi przyszłej chwały.
  • Wierzyć, że Tradycja i Pismo Święte tworzą jeden, święty depozyt wiary.
  • Znać Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo.
  • Wierzyć we wszystko, co Bóg - który nie może zwodzić siebie ani zwodzić nas - naucza poprzez Świętą Matkę Kościół. "Ojciec Święty, głowa Kolegium Biskupów, cieszy się nieomylnością na mocy swego urzędu, gdy jako najwyższy pasterz i nauczyciel wszystkich wiernych, który swoich braci umacnia w wierze, ogłasza definitywnym aktem naukę dotyczącą wiary lub moralności. Nieomylność obiecana Kościołowi przysługuje także kolegium Biskupów gdy wraz z Następcą św. Piotra sprawuje ono najwyższy Urząd Nauczycielski, przede wszystkim na soborze powszechnym" KKK, 891.

czwartek, 15 października 2015

Plan życia

Codziennie
  • Stała godzina wstawania i kładzenia się spać.
  • Ofiarowanie dnia Bogu za wstawiennictwem Najświętszej Maryi Panny
  • Modlitwa myślna (15min). Najlepiej przed Mszą świętą.
  • Uczestnictwo we Mszy świętej i przyjmowanie Komunii świętej, zawsze, kiedy jest to możliwe.
  • W południe odmawianie modlitwy Anioł Pański (w okresie wielkanocnym Królowo Nieba)
  • Odmawianie Różańca świętego, jeśli jest to możliwe w rodzinie.
  • Kilkanaście minut spokojnego czytania Nowego Testamentu i wybranej książki duchowej.
  • Przed pójściem spać czynienie rachunku sumienia z minionego dnia.
  • Uświęcanie codziennej pracy, dobrze wykonywanej dla chwały Bożej.
Co tydzień
  • Niedziela jest dniem Pańskim. Msza święta powinna być centrum tego dnia. Poza tym jest dniem szczególnie poświęconym rodzinie, wypoczynkowi i własnemu wzbogaceniu duchowemu.
  • Jest bardzo zalecane, aby przyjmować Komunię świętą w niedzielę i święta nakazane.
Co miesiąc
  • Spowiadać się ze skruchą, choćby nie było grzechów ciężkich, aby otrzymać łaskę sakramentalną.
  • Korzystać z kierownictwa duchowego u mądrego, roztropnego i doświadczonego kapłana.
  • Dzień skupienia: poświęcić kilka godzin na zastanowienie się nad swoją relacja z Bogiem, jeśli to możliwe przed Najświętszym Sakramentem.
Co roku
  • Rekolekcje: dwa lub trzy dni w ciszy i skupieniu, rozmawiając sam na sam z Bogiem, aby urzeczywistnić nowe nawrócenie. Dusza, tak jak ciało, potrzebuje odzyskania sił.
Zawsze
  • Utrzymywać świadomość obecności Bożej za pomocą aktów strzelistych, komunii duchowych, aktów miłości i zadośćuczynienia.
  • Zastanawiać się nad tym, że jesteśmy dziećmi Bożymi: starać się podobać Mu we szystkim co robimy, tak jak dziecko stara się podobać swemu ojcu.
  • Dziękować Bogu za wszystko, co nam daje.
  • Czynić wszystko z miłości do Boga: oczyszczać nasze intencje poprzez akty zadośćuczynienia i wynagrodzenia za grzechy własne i cudze.
  • Zachowywać się tak, jakbyśmy chcieli się zachowywać w chwili śmierci. W ten sposób nie będziemy się bać śmierci i umrzemy tak, jak żyliśmy.

czwartek, 3 września 2015

Servus servorum Dei

Święty Grzegorz Wielki,
papież i doktor Kościoła

Święty Grzegorz Wielki Grzegorz urodził się w 540 r. w Rzymie w rodzinie patrycjuszy. Jego rodzice, św. Gordian i św. Sylwia, doznają chwały ołtarzy. Na jego wychowanie miały dość duży wpływ również jego ciotki: św. Farsylia i św. Emiliana, które mieszkały w pałacu Gordiana. Swoją młodość Grzegorz spędził w domu rodzinnym na Clivus Scauri, położonym w pobliżu dawnego pałacu cesarza Septymiusza Sewera, Cyrku Wielkiego oraz istniejących już wówczas bazylik - świętych Jana i Pawła, św. Klemensa, Czterech Koronowanych i Lateranu.
Piastował różne urzędy cywilne, aż doszedł do stanowiska prefekta (namiestnika) Rzymu, znajdującego się wtedy pod władzą cesarstwa wschodniego (od roku 552). Po czterech latach mądrych i szczęśliwych rządów (571-575) niespodziewanie opuścił tak eksponowane stanowisko i wstąpił do benedyktynów. Własny, rodzinny dom zamienił na klasztor dla dwunastu towarzyszy. Ten czyn zaskoczył wszystkich - pan Rzymu został ubogim mnichem. Dysponując ogromnym majątkiem, Grzegorz założył jeszcze 6 innych klasztorów w swoich dobrach na Sycylii. W cieniu słynnego później opactwa św. Andrzeja na wzgórzu Celio trwał na modlitwie i poście.
W roku 577 papież Benedykt I mianował Grzegorza diakonem Kościoła rzymskiego, a w roku 579 papież Pelagiusz II uczynił go swoim apokryzariuszem, czyli przedstawicielem na dworze cesarza wschodniorzymskiego. Grzegorz udał się więc w stroju mnicha wraz z kilkoma towarzyszami do Konstantynopola. Spędził tam 7 lat (579-586). Wykazał się dużymi umiejętnościami dyplomatycznymi. Korzystając z okazji, nauczył się języka greckiego. Ceniąc wielką mądrość i roztropność Grzegorza, papież Pelagiusz II wezwał go z powrotem do Rzymu, by pomagał mu bezpośrednio w zarządzaniu Kościołem i służył radą. Miał jednocześnie pełnić obowiązki osobistego sekretarza papieża. Od roku 585 był także opatem klasztoru.

Święty Grzegorz Wielki 7 lutego 590 r. zmarł Pelagiusz II. Na jego miejsce lud, senat i kler rzymski jednogłośnie, przez aklamację, wybrali Grzegorza. Ten w swojej pokorze wymawiał się. Napisał nawet do cesarza i do swoich przyjaciół w Konstantynopolu, by nie zatwierdzano jego wyboru. Stało się jednak inaczej. 3 października 590 r. odbyła się jego konsekracja na biskupa. Przedtem przyjął święcenia kapłańskie. W tym samym roku Rzym nawiedziła zaraza, jedna z najcięższych w historii tego miasta. Grzegorz zarządził procesję pokutną dla odwrócenia klęski. Wyznaczył 7 kościołów, w których miały gromadzić się poszczególne stany: kler - w bazylice świętych Kosmy i Damiana; mnisi - w bazylice świętych Gerwazego i Protazego; mniszki - w kościele świętych Piotra i Marcelina; chłopcy - w bazylice świętych Jana i Pawła; wdowy - w kościele św. Eufemii, a wszyscy inni - w kościele św. Stefana na Celio. Z tych kościołów wyruszyły procesje do bazyliki Matki Bożej Większej, gdzie papież-elekt wygłosił wielkie przemówienie o modlitwie i pokucie. Podczas procesji Grzegorz zobaczył nad mauzoleum Hadriana anioła chowającego wyciągnięty, skrwawiony miecz. Wizję tę zrozumiano jako koniec plagi. Utrwalono ją artystycznie. Do dnia dzisiejszego nad mauzoleum Hadriana, zwanym także Zamkiem Świętego Anioła, dominuje ogromny posąg anioła ze wzniesionym mieczem.
Pontyfikat Grzegorza trwał 15 lat. Zaraz na początku swoich rządów Grzegorz nadał sobie pokorny tytuł, który równocześnie miał być programem jego pontyfikatu: servus servorum Dei - "sługa sług Bożych". Do ówczesnych patriarchów Konstantynopola, Antiochii, Jerozolimy i Aleksandrii skierował wysłanników z zawiadomieniem o swoim wyborze w słowach pełnych pokory i przyjaźni, czym pozyskał sobie ich miłość. Codziennie głosił słowo Boże. Usunął z kurii papieskiej niegodnych urzędników. Podobnie uczynił z biskupami i proboszczami na parafiach. Zreformował służbę wobec ubogich. Wielką troską otoczył rzymskie kościoły i diecezje Włoch. Dla lepszej kontroli i orientacji wyznaczył wśród biskupów osobnego wizytatora. Był stanowczy wobec nadużyć. Poprzez przyjaźń z królową Longobardów, Teodolindą, pozyskał ją dla Kościoła.
Kiedy Bizantyjczycy pokonali Wandalów i zajęli północną Afrykę, tamtejsi biskupi zaczęli dążyć do zupełnej autonomii od Rzymu, co mogło grozić schizmą. Papież energicznie temu zapobiegł. Wielką radość sprawiła mu wiadomość o nawróceniu w Hiszpanii ariańskich Wizygotów, dzięki gorliwości i taktowi św. Leandra (589), z którym św. Grzegorz był w wielkiej przyjaźni. Nawiązał także łączność dyplomatyczną z władcami Galii. Do Anglii wysłał benedyktyna św. Augustyna (późniejszego biskupa Canterbury) wraz z 40 towarzyszami. Ich misja powiodła się. W samą uroczystość Zesłania Ducha Świętego w 597 r. król Kentu, Etelbert I, przyjął chrzest. Obecnie czczony jest jako święty.

Święty Grzegorz Wielki - reformator śpiewu kościelnego Najgorzej układały się stosunki Rzymu z Konstantynopolem. Chociaż papież utrzymywał z cesarstwem jak najlepsze stosunki, patriarchowie uważali się za równorzędnych papieżom, a nawet za wyższych od nich właśnie dlatego, że byli biskupami w stolicy cesarzy. W tym właśnie czasie patriarcha Konstantynopola nadał sobie nawet tytuł patriarchy "ekumenicznego", czyli powszechnego. Przeciwko temu Grzegorz zaprotestował i nigdy tego tytułu nie uznał, uważając, że należy się on wyłącznie biskupom rzymskim.
Grzegorz rozwinął owocną działalność także na polu administracji kościelnej. Uzdrowił finanse papieskie, zagospodarował majątki, które służyły na utrzymanie dworu papieskiego. W równym stopniu zasłużył się na polu liturgii przez swoje reformy. Ujednolicił i upowszechnił obrządek rzymski. Dotąd bowiem każdy kraj, a nawet wiele diecezji miały swój własny ryt, co wprowadzało wiele zamieszania.
Od pontyfikatu Grzegorza pochodzi zwyczaj odprawiania 30 Mszy św. za zmarłych - zwanych "gregoriańskimi". Kiedy papież był jeszcze opatem benedyktynów w Rzymie, zmarł pewien mnich, przy którym znaleziono pieniądze. W owych czasach posiadanie własnych pieniędzy przez zakonnika było uważana za wielkie przestępstwo. Grzegorz, aby dać lekcję mnichom, nakazał pogrzebać ciało owego zakonnika poza klasztorem, w miejscu niepoświęconym. Pełen jednak troski o jego duszę nakazał odprawić 30 Mszy świętych dzień po dniu. Kiedy została odprawiona ostatnia Msza święta, ów zakonnik miał się pokazać opatowi i podziękować mu, oświadczając, że te Msze święte skróciły mu znacznie czas czyśćca. Odtąd panuje przekonanie, że po odprawieniu 30 Mszy świętych Pan Bóg w swoim miłosierdziu wybawia duszę, za którą są one ofiarowane, i wprowadza ją do nieba.
Przy bardzo licznych i absorbujących zajęciach publicznych Grzegorz także bardzo wiele pisał. Pozostawił po sobie bogatą spuściznę literacką. Do najcenniejszych jego dzieł należą: Dialogi, Reguła pasterzowania, Sakramentarz, Homilie oraz Listy. Tych ostatnich zachowało się do naszych czasów aż 852. Jest to największy zbiór epistolarny starożytności chrześcijańskiej.
Z imieniem św. Grzegorza Wielkiego kojarzy się także tradycyjny śpiew liturgiczny Kościoła łacińskiego - chorał gregoriański, który choć w pełni ukształtował się dopiero w VIII w., to jednak przypisywany jest temu Świętemu.

Zurbaran: Święty Grzegorz Wielki Grzegorz zmarł 12 marca 604 r. Obchód ku jego czci przypada obecnie 3 września, w rocznicę konsekracji biskupiej. Jego ciało złożono obok św. Leona I Wielkiego, św. Gelazjusza i innych w pobliżu zakrystii bazyliki św. Piotra. Pół wieku później przeniesiono je do samej bazyliki wśród ogromnej radości ludu rzymskiego. Średniowiecze przyznało Grzegorzowi przydomek Wielki. Historia nazwała go "apostołem ludów barbarzyńskich". Należy do czterech wielkich doktorów Kościoła Zachodniego. Jest patronem m.in. uczniów, studentów, nauczycieli, chórów szkolnych, piosenkarzy i muzyków.

W ikonografii św. Grzegorz Wielki przedstawiany jest jako mężczyzna w starszym wieku, w papieskim stroju liturgicznym, w tiarze, czasami podczas pisania dzieła. Nad księgą lub nad jego głową unosi się Duch Święty w postaci gołębicy, inspirując Świętego. Jego atrybutami są: anioł, trzy krwawiące hostie, krzyż pontyfikalny, model kościoła, otwarta księga, parasol - jako oznaka papiestwa, zwinięty zwój. Na Wschodzie św. Grzegorz Wielki czczony jest jako Grzegorz Dialogos.

Źródło: www.brewiarz.pl

sobota, 29 sierpnia 2015

Święta matka


Wczoraj wspominaliśmy świętą Monikę, dziś zaś świętego Augustyna.
Co łączy te dwie osoby?
Otóż, święta Monika w wieku 22 lat urodziła syna- Augustyna. Przez długi okres czasu był on dla niej przyczyną wielu zmartwień i cierpień. Prowadził swobodny styl życia, miał nieślubne dziecko, wyznawał heretyckie poglądy. Monika nie wyrzekła się syna, lecz z matczyną miłością zanosiła modlitwy do Boga, prosząc o nawrócenie dla Augustyna. Wkrótce ta chwila nastąpiła.


 "Pewnego dnia, płacząc pod wpływem wewnętrznego wzburzenia, wybiegł do ogrodu, by w odległym kącie położyć się pod drzewem i się modlić. Wtedy usłyszał z sąsiedniego ogrodu śpiew dziecka, które powtarzało słowa: "Tolle, lege! - Weź, czytaj!" Augustyn odniósł te słowa do siebie, odczytując je jako znak Opatrzności Bożej. Powrócił do domu, sięgnął do Listu do Rzymian. Jego oczy trafiły na przypadkowe słowa: "Żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości, ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom" (Rz 13, 13-14). Doznał przy tym wyzwolenia z przywiązania do seksu, a w jego sercu zrodziła się chęć zachowania celibatu. Przeżycie to na trwałe zmieniło jego życie. Wkrótce powiedział o tym swojej matce, która tak długo modliła się o jego nawrócenie."

Zwróćmy uwagę na postawę tych dwóch wspaniałych świętych. Matka i Syn. Matka nawróciła swojego syna, nieustannie prosząc Boga o ten dar. Dla niej nie było najważniejsze ani zdrowie, ani wykształcenie, ani życie doczesne syna. Dla św. Moniki najważniejszym celem było zwrócić duszę Augustyna ku Bogu. To się nazywa prawdziwa matczyna miłość.
Dziś niestety, rodzice najczęściej chcą się "pozbyć" swoich pociech, kupując im tablety, smartfony, komputery. Oddają swoje "skarby" na pastwę internetu i paskudnych treści w nim zawartych. Natomiast najczęściej (okazjonalnie) życzą swoim dzieciom szczęścia, zdrowia i pomyślności. A dlaczego nie życzą zbawienia i świętości? Później są zaskoczeni, dlaczego ich dziecko zbłądziło, skoro dali mu wszystko co mieli. Pieniądze, gadżety, wakacje... Nie dali mu jednego. Pana Boga i rodzicielskiego Błogosławieństwa. Kochająca matka i kochający ojciec to ci, którzy nieustannie modlą się o głębszą relację własnych pociech ze Stwórcą. To ci, którzy jak święta Monika, błagają Boga o nawrócenie zagubionych dzieci.
Jeżeli Rodzice dadzą swoim dzieciom Pana Boga, to dadzą im wszystko.
Jeżeli Rodzice nie dadzą Pana Boga, to nie dadzą im nic. Dzieciaki będą wtedy pozbawione miłości. Będą patrzeć na świat przez pryzmat wygody, a zbawczym cierpieniem będą gardzić.

"Dajcie mi modlące się matki, a uratuję Świat." - św. Augustyn

wtorek, 25 sierpnia 2015

Rysy na Matczynym Obliczu

Wiele osób Wizerunek Jasnogórski zna na pamięć. Kojarzą Matkę Bożą z ciemną twarzą, a na niej blizny. Patrząc na prawy policzek Maryi widać doskonale, że znaczą go dwie rysy, przecięte trzecią na linii nosa. Natomiast na szyi występuje sześć cięć. Dwa są widoczne dość wyraźnie, a cztery pozostałe – słabiej. Sporo jak na jedną twarz. Skąd się one wzięły?



Szukając odpowiedzi na pytanie można znaleźć różne wersje ich historii. To jedna z nich: „Pamiętam z dzieciństwa, gdy na religię chodziło się do salki przy kościele i prowadziła ją siostra, jak opowiadała nam o tym, skąd są rysy na twarzy Maryi. Zapamiętałam, że to żołnierze szwedzcy zrobili rysy mieczem. Żołnierz, który tego czynu się dopuścił padł trupem przed obrazem. Inni towarzyszący mu widząc to uciekli w popłochu, dlatego obraz nie został zniszczony. Opowiadanie wówczas zrobiło na nas wrażenie” – odpowiada na internetowym blogu Ania. Takie skojarzenia mają nie tylko internauci. Często wśród nas pojawiają się podobne odpowiedzi. Zmienia się tylko najeźdźca. Ślady cięcia na obrazie pojawiły się po najeździe tureckim, tatarskim albo niemieckim. Oczywiście to nie Szwedzi „ranili” Matkę Bożą Częstochowską i pozostawili blizny. To nie byli też Turcy, Tatarzy czy Niemcy. Gdzie więc„leży” prawda dotycząca jasnogórskiego skarbu? Można ją odnaleźć dzięki badaniom archiwalnym i historycznym.

Wielkanocny napad
Na Jasną Górę do cudownego obrazu przybywało wielu pielgrzymów, którzy dziękując za wysłuchaną modlitwę ofiarowywali cenne wota. To one przyciągnęły rabusiów w Wielkanoc, 14 kwietnia 1430 roku. Banda z Czech, Moraw i Śląska dokonała napadu na klasztor w Częstochowie. Wśród nich znajdowali się kniaź Fryderyk Rusin Ostrogski z Wołynia oraz dwaj polscy szlachcice Jakub Nadolny z Rogowa i Jan Kuropatwa z Łańcuchowa. Niektórzy historycy twierdzą, że napad miał także charakter polityczny, gdyż kniaź Ostrogski był w konflikcie z braćmi Jagiełły i dążył do wszczęcia zamieszek politycznych. Początkowo myślano, że napadu dokonali husyci. Potem ujęto dwóch polskich szlachciców. Po procesie w Krakowie zostali oni skazani na ścięcie. Kroniki podają, że „niemal wszyscy, którzy się tym czynem świętokradzkim pokalali, w ciągu tegoż samego roku zginęli pod mieczem morderczym”.
W czasie napadu rabusie zamordowali kilku zakonników i skradli paramenty kościelne. W kaplicy Matki Bożej zdjęli Wizerunek, ograbili go z drogocennych ozdób i wotów. Twarz Madonny przebili mieczem, a rozbitą na trzy części tablicę malowidła rzucili przed wejściem. Po napadzie powstała legenda o złoczyńcach, którzy chcieli zabrać obraz ze sobą. Jednak dowieźli skradziony obraz do miejsca, gdzie obecnie stoi kościół św. Barbary. W tym miejscu konie ciągnące wóz stanęły i nie chciały ruszyć dalej. Jeden z napastników rzucił obraz na ziemię i rozbił go na trzy części. Inny uderzył szablą w prawy policzek Maryi i pozostawił na nim widoczne do dziś dwie rysy.



Krakowska renowacja
Co stało się po zniszczeniu obrazu Matki Bożej można dowiedzieć się z relacji, którą zmieścił Piotr Risinius w książce „Historia pulchra” wydanej w 1523 roku. „Bracia zakonni wziąwszy połamany obraz, śpieszą do Krakowa do króla Władysława, przybywając, oznajmiają o ruinie klasztoru i błagają o pomoc królewską. Król rozkazuje najprzód radzie miejskiej, by przyjęła obraz do ratusza, i poleca, by go odnowiono i ozdobiono złotem i srebrem. Kiedy go naprawiono i gdy malarze pociągnęli ramy delikatną farbą, mniemali, że zadośćuczynili (zleceniu króla). Przychodzą następnego dnia, widzą, że farby spłynęły i że praca ich daremna. Przeto gdy częściej w tej rzeczy trwali, nic zgoła nie wskórali. Gdy o tym doniesiono królowi, król przypisał to ich lenistwu i niedbalstwu, bieglejszych skądinąd postarał się sprowadzić, którzy gdy za pismem cesarskim przybyli, biorą się śmiało do rzeczy wobec rady miejskiej, pracę kończą i radośni odchodzą do gospody, pokrzepiają się ucztami. Następnego dnia, skoro i oni zobaczyli, że niewiele wskórali, ponownie wzięli się do pracy, a gdy próżno siły swe wytężali, zaniechali przedsięwzięcia. Gdy cud znowu oznajmiono królowi, odpowiedział, że może będzie to przepowiednią jakiegoś przyszłego wydarzenia, toteż zapłaciwszy, kazał im odejść”. Po przeczytaniu tej historii wydaje się ona nieprawdopodobna. Jak to możliwe: farba spływała z obrazu?
Potwierdzają to specjalistyczne badania. Dzięki nim prof. Rudolf Kozłowski wyjaśnił, że „po zniszczeniu obrazu i rozpadnięciu się tablicy na trzy części sklejono ponownie deski w Krakowie. Na naprawionej tablicy naklejono kawałki płótna oraz nałożono wielowarstwową zaprawę kredową, na której po usunięciu resztek dawnego, namalowano nowe, temperowe malowidło. Dzisiaj stają się zrozumiałe rzeczywiste trudności, z jakimi zetknęli się średniowieczni konserwatorzy, gdy usiłowali pokryć farbami temperowymi malowidło wykonane techniką woskową – enkaustyką (farbami woskowymi). Wysiłki okazały się daremne i piętnastowieczni mistrzowie zdecydowali się na niespotykane przedsięwzięcie. Ze zniszczonego obrazu pozostawili tylko poklejoną i połataną deskę, na której namalowali możliwie najwierniejszą kopię. W ten sposób powstał istniejący dziś Wizerunek Matki Bożej Jasnogórskiej (Częstochowskiej)”.
A co bliznami na twarzy Maryi, które uważane były za retuszowane cięcia pozostawione przez miecze? Badania i zdjęcia rentgenowskie wykazały: „Malarz z pismem od cesarza, po zrobieniu zaprawy, rylcem wygniótł rysunek obrazu. Po namalowaniu obrazu, tym samym rylcem, na farbie twarzy narysował ślady cięć, jakby je wyliczał, że tu były dwa długie cięcia, a tu dwa mniejsze, tam znowu jakieś skaleczenia. Po zrobieniu śladów, gdzie miały być rany, artysta pomalował je farbą koloru krwi — cynobrem”.
Naukowcy zastanawiali się, dlaczego przy renowacji starano się zachować stare deski, przecież łatwiej było użyć nowych. Już wtedy było wiadomo, że Pani Jasnogórska to nie tylko wizerunek Matki Bożej, ale relikwia po niej. Według legendy obraz został namalowany na desce stołu z Nazaretu. Konserwatorzy chcieli zachować relikwię, a Wizerunek jak najwierniej odtworzyli. W taki sposób malarze namalowali wielkiej klasy dzieło. A blizny stały się śladem w pamięci pokoleń. Znakiem mówiącym o kulcie Maryi i wspomnieniem o napadzie, wspomnieniem trudnych momentów w naszej historii przeżytych dzięki wstawiennictwu Madonny.
Na podstawie - „Informator - Jasna Góra”
Renata Jurowicz
Źródło: http://www.opiekun.kalisz.pl/index.php?dzial=artykuly&id=515

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Święty bez podstępu

Święty Bartłomiej, Apostoł

Święty Bartłomiej Święty Bartłomiej jest jednym z dwunastu Apostołów, których wybrał sobie Jezus spośród kilkudziesięciu uczniów.
W Ewangeliach spotykamy dwa imiona: Bartłomiej i Natanael. Synoptycy (Mateusz, Łukasz i Marek) używają nazwy pierwszej, natomiast Jan posługuje się imieniem drugim. Jednak według krytyki biblijnej i tradycji chodzi w tym wypadku o jedną i tę samą osobę. Jan pisze o Natanaelu jako o Apostole (J 1, 35-51; 21, 2). Ponadto akcentuje wyraźnie, że Natanaela łączyła przyjaźń z Filipem Apostołem, a synoptycy umieszczają Bartłomieja zawsze właśnie przy Filipie w katalogach Apostołów (Mt 10, 3; Mk 3, 18; Łk 6, 14). Co więcej, są oni nawet wymienieni ze spójnikiem "i": "Filip i Bartłomiej".
Aramejskie słowo Bartolmaj znaczy tyle, co "syn Tolmaja". Z tym imieniem spotykamy się w Biblii kilka razy (Joz 15, 14; 2 Sm 3, 3). Wyraz Natanael jest imieniem hebrajskim i znaczy tyle, co "Bóg dał" - byłby więc odpowiednikiem greckiego imienia Teodoros czy łacińskiego Deusdedit oraz polskiego Bogdan. Z imieniem Natanael spotykamy się w Piśmie świętym znacznie częściej (Lb 1, 8; 2, 5; 7, 18; 10, 15; 1 Krn 2, 14; 15, 24; 24, 6 i in.). Jeśli Bartłomiej jest tożsamy z Natanaelem, to jego imię brzmiałoby poprawnie: Natanael, bar Tholmai (Natanael, syn Tolmaja).

Święty Bartłomiej Synoptycy wymieniają imię św. Bartłomieja jedynie w katalogach Apostołów. Św. Jan podaje, że pochodził z Kany Galilejskiej. Szczegółowo zaś opisuje pierwsze spotkanie Natanaela z Chrystusem (J 1, 35-51), którego był naocznym świadkiem. To Filip, uczeń Pana Jezusa, późniejszy Apostoł, przyprowadził Natanaela do Chrystusa i dlatego zawsze w wykazie Apostołów Natanael znajduje się tuż za Filipem. Niektórzy uważają, że to właśnie na weselu Natanaela w Kanie był Chrystus z uczniami i Matką, gdzie na Jej prośbę dokonał pierwszego cudu.
Z opisu pierwszego spotkania wynika, że Natanael nie był zbyt pozytywnie nastawiony do mieszkańców Nazaretu. Kiedy jednak usłyszał słowa Chrystusa i poznał, że Chrystus przeniknął głębię jego wnętrza, serce i duszę, od razu zdecydowanie w Niego i Jemu uwierzył. Świadczy to o wielkiej prawości jego serca i otwarciu na działanie łaski Bożej. Odtąd już na zawsze pozostał przy Chrystusie. O Natanaelu św. Jan Ewangelista wspomina jeszcze raz - brał on udział w cudownym połowie ryb na jeziorze Genezaret po zmartwychwstaniu Chrystusa (J 21, 2-6).

Tradycja chrześcijańska ma niewiele do powiedzenia o św. Bartłomieju. Zainteresowanie innymi Apostołami jest znacznie większe, postać św. Bartłomieja jest raczej w cieniu. Pierwszy historyk Kościoła, św. Euzebiusz, pisze, że ok. roku 200 Pantenus znalazł w Indiach Ewangelię św. Mateusza. Wyraża przy tym przekonanie, że zaniósł ją tam właśnie św. Bartłomiej. Podobną wersję podaje św. Hieronim. Natomiast św. Rufin i Mojżesz z Horezmu są zdania, że św. Bartłomiej głosił naukę Chrystusa w Etiopii. Pseudo-Hieronim zaś twierdzi, że św. Bartłomiej apostołował w Arabii Saudyjskiej. Jeszcze inni są zdania, że św. Bartłomiej pracował wśród Partów i w Mezopotamii. Ta rozbieżność pokazuje, jak mało wiemy o losach Apostoła po Wniebowstąpieniu Pana Jezusa.

Święty Bartłomiej odzierany ze skóry

Z apokryfów o św. Bartłomieju zachowały się Ewangelia Bartłomieja i Apokalipsa Bartłomieja. Znamy je jednak w dość drobnych fragmentach. Zachował się również obszerniejszy apokryf Męka Bartłomieja Apostoła. Według niego Bartłomiej miał głosić Ewangelię w Armenii. Tam miał nawet nawrócić brata królewskiego - Polimniusza. Na rozkaz króla Armenii, Astiagesa, został pojmany w mieście Albanopolis, ukrzyżowany, a w końcu ścięty. Od św. Izydora (+ 636), biskupa Sewilli, rozpowszechniła się pogłoska, że św. Bartłomiej został odarty ze skóry. Stąd też został uznany za patrona rzeźników, garbarzy i introligatorów. Jako przypuszczalną datę śmierci Apostoła podaje się rok 70.


Święty Bartłomiej Zaraz po śmierci Bartłomiej odbierał cześć jako męczennik za wiarę Chrystusową. Dlatego i jego relikwie chroniono przed zniszczeniem. Około roku 410 biskup Maruta miał je przenieść z Albanopolis do Majafarquin, skąd przeniesiono je niedługo do Dare w Mezopotamii. Stamtąd zaś relikwie umieszczono w Anastazjopolis we Frygii w Azji Mniejszej ok. roku 507. Kiedy jednak najazdy barbarzyńców groziły zniszczeniem i profanacją, w roku 580 przewieziono je na Wyspy Liparyjskie, a w roku 838 do Benewentu. Obecnie znajdują się pod mensą głównego ołtarza tamtejszej katedry. Część tych relikwii została przeniesiona za panowania cesarza Ottona III do Rzymu. Władca ten wystawił bazylikę na Wyspie Tyberyjskiej (dla przechowania relikwii św. Wojciecha), do której to bazyliki sprowadzono potem relikwie Apostoła, zmieniając jej tytuł.

Święty Bartłomiej

Kult św. Bartłomieja datuje się od V w. Grecy obchodzą jego uroczystość 11 czerwca, Ormianie 8 grudnia i 25 lutego, Etiopczycy 18 lipca i 20 listopada. Kościół łaciński święto Apostoła od wieku VIII obchodzi 24 sierpnia. W VI w. spotykamy już pierwszy kościół wzniesiony ku jego czci na wyspie Eolia. Piza, Wenecja, Pistoia i Foligno wystawiły mu okazałe świątynie. W Polsce kult św. Bartłomieja był niegdyś bardzo żywy - wystawiono ku jego czci na naszych ziemiach ponad 150 kościołów. Miał on nawet w Polsce swoje sanktuaria, np. w Polskich Łąkach koło Świecia, gdzie na odpust ściągały tłumy z daleka.


W ikonografii św. Bartłomiej jest przedstawiany w długiej tunice, przepasanej paskiem, czasami z anatomiczną precyzją jako muskularny mężczyzna. Bywa ukazywany ze ściągniętą z niego skórą. Jego atrybutami są: księga, nóż, zwój.


Źródło: http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/08-24a.php3

piątek, 14 sierpnia 2015

Przebaczenie


W dobie dzisiejszego świata, kiedy to uczeni jesteśmy rozwiązłości, życia bez sakramentów, stopniowego zezwierzęcania się, słyszymy ponadczasowe słowa. Chrystus nakłada na nas obowiązek wzajemnego przebaczania. Brzmi banalnie. Jednak w praktyce jest to niesłychanie trudne. Jak przebaczyć współmałżonkowi, który dopuścił się zdrady?
Współczesny świat od razu krzyczy: "Weź rozwód. Jak zdradził raz to zdradzi kolejny. Nie wybaczaj, bo po tym jak cię potraktował/a nie zasługuje na to."
Dlaczego tak się dzieje, że wg własnego "widzi mi się" uznajemy pewne grzechy za niewybaczalne?
Niekiedy rozmawiając z jakąś osobą będącą w związku, ona mówi: "wszystko bym wybaczyła, ale nie zdradę".
Już samym tym słowem "ale" powodujemy, że codzienna modlitwa "Ojcze Nasz... i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom" staje się grzechem wzywania imienia Bożego nadaremno. Łamiemy Dekalog.
Czy w związku z tym, nie należy się nam samym łaska przebaczenia?
Przebaczanie to trudna sztuka i wymaga pokory jednakże wpatrując się w Jezusa na krzyżu uświadamiamy sobie, że to On jest Wzorem Przebaczenia. My go biczujemy, my go ranimy, my go popychamy i kopiemy, my go przybijamy do krzyża, my na niego plujemy i wyszydzamy.
A On? “Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”.
Przebacz, przebacz, przebacz...
Nie dajmy się obezwładniać pychą. Choćby nas najbliżsi do krzyża przybili nie zapominajmy o postawie przebaczenia, której uczy nas Chrystus.

czwartek, 30 lipca 2015

Niewdzięczne serce

Historia młodego mężczyzny. Był pobożnym człowiekiem niczym niewyróżniającym się od pozostałych. Któregoś dnia z przyczyn praktycznych postanowił udać się z samego rana na Mszę Świętą. Był to czas głębokiej przemiany i całkowitego oddania się Jezusowi Chrystusowi przez Maryję. Usłyszał wtedy również głos powołania do codziennego przeżywania Męki Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa oraz łaskę do wytrwania w tymże powołaniu.
Przez następne miesiące, ten młody mężczyzna stał się celem najpiękniejszych Bożych Darów. Oprócz łaski codziennej Eucharystii otrzymał szatę szkaplerzną, stał się Niewolnikiem Matki Bożej, uzyskał odpuszczenie grzechów z całego życia, rozmiłował się w kontemplowaniu Słowa Bożego oraz modlitwie różańcowej, dwukrotnie uczcił Matkę Jezusa w Nowennie Pompejańskiej. Otrzymał również od Boga asekurację w osobie kierownika duchownego.  W tych wszystkich przemianach żywo towarzyszyła mu jego narzeczona, której Pan Bóg udzielał równocześnie tych samych darów i czynił takie same znaki. Był bardzo szczęśliwym, ale jednocześnie grzesznym człowiekiem starającym się wsłuchiwać w głos Pana Jezusa.
Minął rok. Mężczyzna zaczął zadawać sobie pytanie: "Cóż ja właściwie otrzymałem do Boga?" Dalej mówił do siebie: " Chodzę do kościoła, poznaję nowych ludzi, czytam Pismo Święte, korzystam z sakramentu pokuty i pojednania, modlę się. To wszystko jest dla Boga, a co ja z tego mam? Przecież nawet nie mogę dać nikomu świadectwa, ponieważ ani nie odzyskałem wzroku jak ślepiec, ani nie odzyskałem władzy w nogach jak paralityk. Żadnego spektakularnego cudu. Ja się tyle czasu staram, czasami w nocy zasypiam na modlitwach i cóż z tego. Ciągle tylko słyszę "bądź wdzięczny, bądź wdzięczny", ale za co?".
Rozważał tak te słowa aż do pewnego momentu.
Była Msza Święta niedzielna. Młody mężczyzna przyjął Pana Jezusa do serca i w skupieniu pozostawał w dziękczynieniu. Nagle usłyszał głos: „ Synu mój masz Mnie w swoim sercu, cóż więcej mogłem dla Ciebie uczynić?", a oczy jego zaszkliły się.  W tym samym czasie kapłan wyrecytował słowa modlitwy po komunii, wśród których padły słowa: „ ten dar Jego niewysłowionej miłości". W odpowiedzi na usłyszane słowa rzekł w sercu: „ Boże mój, jakim ja jestem głupcem. Oto obdarzyłeś mnie łaską uczestnictwa w Największym z Cudów, w Najświętszej Eucharystii, w Cudzie nad Cudami, a moje serce okazało się być niewdzięczne.  Obdarzyłeś mnie tyloma darami i łaskami, o które nigdy nie prosiłem a z moich ust z trudem padało słowo "dziękuję".  Wybacz mi Panie i bądź miłościw mnie grzesznemu"
To wydarzenie dało mężczyźnie do zrozumienia jak istotne jest ciągłe dziękczynienie. To wszystko, co otrzymujemy od Pana nie jest dla Niego, lecz dla nas samych, abyśmy mogli zostać Zbawieni. Pan Bóg nie potrzebuje naszych modlitw ani naszych ofiar, ale jak sam powiedział "miłości pragnę". Gdzie bardziej nauczymy się kochać jak nie na Eucharystii? Gdzie znajdziemy najdoskonalszą definicję Miłości jak nie na Golgocie?
Święty Paweł zwraca się do każdego z nas: " Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał to, czemu się chełpisz tak jakbyś nie otrzymał?"(1Kor 4, 7).
Nigdy nie zapominajmy okazywać wdzięczności Panu Bogu, bo wdzięczność buduje pokorę i chroni nas przed pychą. Powtarzając za św. Bonawenturą „Nie ma niczego, co czyniłoby tak godnym człowieka Bożych darów, jak ustawiczne okazywanie wdzięczności Bogu za otrzymane dary."


Niech będzie Pochwalony Jezus Chrystus!

poniedziałek, 27 lipca 2015

Służba


Człowiek wypełniając swoje powołanie powinien uczyć się służyć. Matka swoim macierzyństwem służy dziecku wychowując je, aż osiągnie samodzielność.  Nie skupia się na sobie, rezygnuje z wielu rzeczy, ale spełnia się, oddając cząstkę siebie dla tej nowej istotki zesłanej przez Pana dla rodziców. Tak samo kapłani, przyjmując święcenia oddają się całkowicie wiernym, aby jak dobrzy pasterze, prowadzić nas ku świętości. Pozwolę sobie używać stwierdzenia, które jest mi bliskie, nazywając swojego kierownika duchownego Ojcem. Tak jak tato prowadzi mnie przez życie, lecz nie przeciera mi szlaków ziemskich, ale pomaga iść duchową ścieżką do nieba. Są zawsze dla nas dostępni, zawsze można zadzwonić po pomoc, wsparcie, modlitwę czy rozmowę. Po kojące błogosławieństwo czy matczyny uścisk. Sama obecność bliskiej osoby jest ogromnym darem, nie trzeba nic mówić tylko być.
W związku z tym, otrzymując tak wiele czy nie powinniśmy sami ofiarowywać się innym ludziom? Nawiązując do słów homilii z dzisiejszej Mszy Świętej przykład służenia bierzemy od Św. Krzysztofa. Silnego chłopa. Szukał Boga, któremu będzie mógł służyć. I znalazł właśnie wtedy, kiedy oddal się pokornej służbie. Owa historia pięknie opisana pod linkiem: http://www.kbroszko.dominikanie.pl/k.htm
„Panu Bogu swemu będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz” (Łk 4,8)
Jeżeli Bóg wymaga od nas służby, to robi to dlatego, że będąc dobry i miłosierny, pragnie udzielać swoich dobrodziejstw tym, którzy trwają w Jego służbie. Chwałą człowieka jest trwanie w Bożej służbie – mówił Św. Ireneusz.
Wyraz ‘sługa’ - servus w starożytności nie oznaczał nic innego, jak niewolnika, bo wtedy nie było jeszcze sług w dzisiejszym rozumieniu, a panów obsługiwali tylko niewolnicy lub wyzwoleni.
Nic jak niewola bardziej na świecie ludzi ze sobą nie łączy, nic bardziej nie sprawia, że jeden człowiek pełniejszą staje się własnością drugiego. Chrześcijanin nie zna też innego sposobu, by stać się zupełniejszą własnością Jezusa Chrystusa i Jego Najświętszej Matki, nad niewolę dobrowolną. Niewola dobrowolna jest najdoskonalsza i przynosi najwięcej chwały Bogu, który patrzy w serce (1 Sm 16, 7), prosi o serce (Prz 23, 26) i nazywa się Bogiem serca (Ps 73, 26), czyli miłującej Go woli. Przez dobrowolną bowiem niewolę przenosi człowiek Boga i Jego służbę ponad wszystko, choćby nawet prawem natury nie był do tego zobowiązany.
Przykład dał nam sam Jezus Chrystus, który z miłości ku nam „przyjął postać sługi” (Flp 2, 7), a potem Matka Najświętsza, która się nazwała służebnicą i niewolnicą Pańską      (Łk 1, 38).
Apostoł Paweł z dumą określa się jako servus Christi - sługa Chrystusa (Rz 1, 1). W Piśmie Świętym chrześcijanie niejednokrotnie nazywani są servi Christi - sługami Chrystusowymi     (2 Tm 2, 24). Katechizm Soboru Trydenckiego, nie chcąc pozostawić najmniejszej wątpliwości, że jesteśmy niewolnikami Jezusa Chrystusa, posługuje się wyrazem wykluczającym wszelką dwuznaczność i nazywa nas mancipia Christi - niewolnikami Jezusa Chrystusa.
Twierdzę, zatem, iż musimy należeć do Jezusa Chrystusa i Jemu służyć, nie tylko, jako słudzy lub najemnicy, lecz jako niewolnicy miłości, którzy oddają się Mu i poświęcają z wielkiej a serdecznej miłości, by służyć Mu, jako niewolnicy – dla samego zaszczytu, że do Niego należą. Przed Chrztem św. byliśmy niewolnikami diabła. Chrzest św. uczynił nas niewolnikami Jezusa Chrystusa(Rz 6, 22). Chrześcijanie więc koniecznie pozostają: albo niewolnikami diabła, albo niewolnikami Jezusa Chrystusa.”
Św. Ludwik Maria Grignon de Montfort
„Traktat o prawdziwym nabożeństwie do Najświętszej Maryi Panny”