wtorek, 26 stycznia 2016

Ułaskawienie


Wincenty Boweriusz opowiada, że w jednym z miast w Anglii, pewien młodzieniec Ernest, rozdawszy cały majątek na ubogich, wstąpił do zakonu. Wiódł tam życie tak świątobliwe, że przełożeni nadzwyczaj go poważali, a najbardziej z powodu wielkiego nabożeństwa jakie miał do przenajświętszej Panny. Zdarzyło się, że gdy morowe powietrze wybuchło w tym mieście, mieszkańcy udali się do zakonników, prosząc, aby ich poratowali swojemi modlitwami. Opat kazał Ernestowi pójść przed ołtarz Matki Bożej i modlić się, a nie odstąpić aż Królowa niebieska da mu odpowiedź. Po trzech dniach wytrwałych błagań, młodzieniec otrzymał na koniec odpowiedź od Maryi, że trzeba aby odmówiono pewne modlitwy. Spełniono to i klęska ustała. Po niejakim czasie przyszło do tego, że Ernest ostygł w nabożeństwie do przenajświętszej Panny; a wtedy szatan natarł na niego z różnymi pokusami, a zwłaszcza przeciw czystości, rozbudzając w nim chęć opuszczenia klasztoru. Nieszczęsny, że nie polecał się Maryi, postanowił uciec, spuszczając się przez mur klasztorny. Lecz przechodząc około obrazu przenajświętszej Panny umieszczonego w korytarzu, usłyszał Matkę Bożą tak do niego przemawiającą: "Synu, dlaczego odemnie odchodzisz?" Na te słowa Ernest przerażony i zawstydzony, upadł na kolana i rzekł: " Ależ Panno przenajświętsza! czyż nie widzisz, że już oprzeć się nie mogę? dlaczego mnie nie ratujesz?" A na to Maryja: "Gdybyś nie zaprzestał był polecać się Mnie, nie przyszłoby do tego. Odtąd wzywaj Mnie skoro będziesz w niebezpieczeństwie, i nie lękaj się niczego." Młodzieniec wrócił do celi; lecz gdy pokusy znowu natarły, on wcale nie polecał się Maryi, i skończyło się tym, że uciekł z klasztoru. Następnie najgorzej się prowadził, i z grzechu do grzechu, przyszło aż do tego że stał się zabójcą: założywszy karczmę zajezdną w lesie, zabijał podróżnych i odzierał. Pomiędzy innemi, nocy jednej zamordował krewnego gubernatora tej krainy, który surowo nakazał konieczne wyśledzenie zabójcy. Tymczasem, zanim policja wpadła na ślady zbrodni, zajechał późną porą do jego karczmy jakiś młody Pan, i rozłożył się tam na nocleg, a on według swego zwyczaju wszedł około północy do pokoju podróżnego, aby go zamordować; lecz cóż ujrzał? Oto w miejscu onego młodego podróżnego, widzi Pana Jezusa ukrzyżowanego, okrytego ranami, który spoglądając na niego łagodnie, rzekł: "Nie dośćże ci na tem niewdzięczniku, żem raz umarł za ciebie? czy chcesz powtórnie odjąć mi życie? Dalej! podnieś rękę i zamorduj mnie." Przerażony tym widokiem i drżącym od wzruszenia, Ernest opamiętał się i zawołał z płaczem: "Panie! odpuść; po takiem miłosierdziu Twojem nademną, chcę się nawrócić." Jakoż niezwłocznie wyszedł z zamiarem udania się do klasztoru, i czynienia jak najostrzej pokuty. Aliści w drodze spotkali go wysłani właśnie po niego policyjni żołnierze i schwytawszy stawili przed sądem, który gdy on zaraz przyznał się do zbrodni, skazał go na powieszenie, i to nie dając mu nawet czasu do odbycia spowiedzi; o czem on dowiedziawszy się polecił się Maryi. Został powieszony; lecz przenajświętsza Panna zachowała mu życie, i Sama odwiązawszy go od szubienicy, rzekła do niego:"Wracaj do klasztoru, gdzie, ponieważ jest w dalekiej ztąd okolicy, nikt nie wie co z tobą zaszło, i czyń pokutę; a gdy ujrzysz Mnie trzymającą wyrok odpuszczenia twoich grzechów, gotuj się na śmierć." Ernest wrócił do klasztoru, wyznał wszystko przed Opatem i ostro pokutował. W kilka lat potem ujrzał Maryję trzymającą wyrok jego ułaskawienia; zaraz tedy przygotował się na śmierć, i świątobliwie umarł.

Święty Alfons Maria Liguori, Uwielbienia Maryi, Kraków 1877 rok. 


czwartek, 14 stycznia 2016

Korona z kwiatów

Opowiada w jednym z dzieł swoich ojciec Auriemna, że pewna uboga pasterka tak bardzo miłowała Maryję iż największą było to dla niej uciechą, gdy mogła pójść do małej kapliczki Matki Bożej znajdującej się w górach, i tam modlić się wśród ciszy, podczas gdy jej owieczki pasły się w około. Widząc że mały znajdujący się tam posąg przenajświętszej Panny niemiał żadnej ozdoby, postanowiła przyrządzić mu takową pracą rąk własnych, i dnia pewnego uzbierawszy trochę kwiatów polnych, splotła z nich wieniec, weszła na ołtarz i włożyła go na głowę posągu mówiąc: „Matko moja! pragnęłabym włożyć na skronie Twoje koronę złotą z kamieniami najdroższemi; lecz żem biedna, przyjm odemnie tę ubogą koronę z kwiatów a przyjm jako oznakę mojej ku Tobie miłości.“ I pobożna ta pasterka ciągle w ten sposób czciła Najdroższą Panią swoja i jak mogła Jej służyła. Zobaczmyż teraz jak ta najmiłościwsza Matka, nagrodziła Swojej córeczce jej miłość i usłużność. Zdarzyło się że dwóch zakonników przechodząc tą okolicą, strudzeni podróżą, usiedli na spoczynek pod drzewem. Jeden z nich usnął a drugi czuwał, obaj jednak mieli następujące widzenie. Ujrzeli liczne grono dziewic przecudnej piękności, wśród których była jedna powierzchownością i wspaniałością przewyższająca wszystkie; jeden z zakonników rzekł do niej: „Dostojna Pani, ktoś Ty, i gdzie zdążasz tą drogą?“—Jestem, odpowiedziała, Matką Bożą; idę z temi oto świętemi Dziewicami do pobliskiej wioski, nawiedzić ubogą pasterkę umierającą, która często Mnie nawiedzała.“ Poczem widzenie znikło, a obaj zakonnicy zawoławszy: „Pójdźmy i my tamże,“ wyruszyli i wkrótce dopytali się do mieszkania umierającej. Była to mała chatka do której wszedłszy, ujrzeli chorą leżącą na słomie. Pozdrowili ją, a ona rzekła do nich: „Moi ojcowie, proście Pana Boga, ażeby dał wam obaczyć jakie grono w tej chwili mnie otacza.“ Zakonnicy uklękli, i ujrzeli Maryję stojącą obok umierającej z koroną w ręku i pocieszającą ją najmiłościwiej. Wtedy dziewice, stanowiące orszak przenajświętszej Panny, zaczęły śpiewać, i wśród tej przecudnej melodyi błogosławiona dusza pasterki wyszła z ciała, Matka Boża włożyła jej na głowo koronę i Sama zawiodła do Raju.

Święty Alfons Maria Liguori, Uwielbienia Maryi, Kraków 1877 rok. 

środa, 13 stycznia 2016

Łono Kościoła

Kroniki Towarzystwa Jezusowego prowincji Neapolitańskiej, opowiadają następujące zdarzenie o pewnym młodzianie ze znakomitego rodu Szkockiego, nazwiskiem Wilhelm Elfinston. Był on krewnym króla Jakóba. Zrodzony na łonie kacerstwa, podzielał jego błędy; lecz oświecony łaską Bożą zaczął je rozpoznawać; a przybywszy do Francji, dzięki naukom, które miewał dla niego jeden z ojców Jezuitów, także Szkot rodem, a szczególnie dzięki pośrednictwu przenajświętszej Panny, uznał w końcu prawdę, wyrzekł się kacerskich zasad i został katolikiem. Poczem udał się do Rzymu. Tam razu pewnego jeden z jego przyjaciół, widząc go bardzo zafrasowanym, spytał o powód tego. Młodzieniec odrzekł, że w nocy okazała mu się matka i tak przemówiła: „Jakiś ty szczęśliwy synu mój, żeś wszedł na łono prawdziwego Kościoła! Co do mnie, ponieważ na moje nieszczęście umarłam w kacerstwie, na wieki zgubioną jestem”. Od tej pory przymnożył on nabożeństwa do przenajświętszej Panny, którą obrał sobie za jedyną matkę; a wkrótce Maryja natchnęła go myślą zostania zakonnikiem i ślubem się do tego zobowiązał. Tymczasem zachorował i udał się do Neapolu, w nadziei że zmiana powietrza przywróci mu zdrowie; lecz spodobało się Panu Bogu, aby tam umarł, nie wprzód jednak, aż został zakonnikiem. Wkrótce bowiem po przybyciu do tego miasta, gdy lekarze uznali chorobę jego śmiertelną, po długich prośbach ze łzami zaniesionych, przyjęty został przez ojców Jezuitów do ich zakonu, a po przyjęciu Wiatyku, wykonał śluby wobec przenajświętszego Sakramentu, i zaliczony został do członków zgromadzenia. Dostąpiwszy tak pożądanej pociechy, rozczulał wszystkich żywością uczuć, z jakiemi dziękował Maryi, najdroższej Matce swojej, że go wyrwała z kacerstwa, przywiodła na łono prawdziwego Kościoła i w końcu zaprowadziła do domu Bożego, gdzie umierał otoczony zakonnikami braćmi swoimi. „O! co za szczęście, wołał, umierać w gronie tych aniołów!” A gdy go nakłaniano, aby się nie trudził mówieniem, odpowiedział: „Nie pora to teraz dla mnie wypoczynku, gdy śmierć się zbliża.” Przed samym zaś skonaniem rzekł do obecnych: „Czy widzicie Aniołów niebieskich, którzy mnie otaczają?” Poczem jeden z zakonników słysząc, iż coś po cichu szeptał, spytał go co mówił; odrzekł że rozmawiał z Aniołem Stróżem, który mu objawił, że bardzo niedługo zabawi w czyśćcu, i wkrótce wejdzie do nieba. I znowu zaczął słodką rozmowę toczyć z Maryją, a powtarzając: „Matko moja! matko moja!” jak dziecię usypiające na rękach matczynych, skonał spokojnie. Wkrótce potem pewien, świątobliwy zakonnik miał sobie objawione, że już jest w niebie.

Święty Alfons Maria Liguori, Uwielbienia Maryi, Kraków 1877 rok.

Królowa nieba

Piszą w żywocie wielebnej siostry Katarzyny od świętego Augustyna, że w okolicy w której mieszkała ta sługa Boża, była pewna kobieta imieniem Maryanna, która od lat najmłodszych wiodła życie gorszące, a nawet doszedłszy i późnej starości prowadziła się jak najgorzej.
W końcu wygnana przez tamecznych mieszkańców i zmuszona kryć się w górach w samotnej jaskini, dotknięta straszną chorobą, pozbawiona wszelkiej pomocy ludzkiej, umarła bez przyjęcia Sakramentów świętych. Po takim życiu i takiej śmierci, ciało jej bez obrzędów religijnych zagrzebano na polu, jakby jakiego plugawego zwierzęcia; a siostra Katarzyna, która miała zwyczaj z wielką pobożnością polecać Panu Bogu dusze przechodzące na świat tamten, dowiedziawszy się o smutnym końcu tej nieszczęśliwej kobiety, nie śmiała modlić się za nią, sądząc jak wszyscy, ze została potępioną. Lecz oto po upływie lat czterech, razu pewnego stanęła przed nią jedna z dusz czyśćcowych i rzekła: „Siostro Katarzyno, jak ja biedną, jestem! ty polecasz Panu Bogu dusze każdego umierającego, a nade mną jedną nie miałaś litości.” „A kimże ty?“ spytała sługa Boża. „Ja jestem, odrzekła, ta biedna Maryanna, która umarła w jaskini.” „I jakże! toś ty zbawiona?”—Tak jest: zbawionam z łaski miłosierdzia przenajśw. Panny.” — „A to jak?“ — „Gdym już była bliska śmierci, opuszczona od wszystkich i obciążona tylo i tylo grzechami, zwróciłam się do Matki Bożej i zawołałam: Królowo nieba! Tyś ucieczką biednych opuszczonych, a oto mnie wszyscy odstąpili; Tyś jedyną nadzieją moją, Ty jedna możesz mnie poratować; zlituj się nade mną. I przenajświętsza Panna wyjednała mi łaskę uczynienia aktu skruchy; poczem umarłam i zbawioną zostałam. Ta najdroższa Matka otrzymała dla mnie prócz tego skrócenie kary mi należnej, tak, że natężeniem cierpień jakich doznaję, mam zadość uczynić za te, które miałam ponosić za grzechy moje przez nierównie większą liczbę lat. Teraz już kilka Mszy świętych wybawiłoby mnie z czyśćca. Proszę cię więc, postaraj się aby je za mnie odprawiono, a przyrzekam potem ciągle się za ciebie modlić do Boga i do przenajświętszej Panny.” Siostra Katarzyna niezwłocznie postarała się o Msze święte za jej duszę, a po kilku dniach okazała się jej znowu nieboszczka, jaśniejsza nad słońce i rzekła: „Dziękuję ci moja droga Katarzyno, teraz idę do nieba, opiewać chwałę Boga mojego i modlić się za ciebie”.

Święty Alfons Maria Liguori, Uwielbienia Maryi, Kraków 1877 rok.