środa, 13 stycznia 2016

Łono Kościoła

Kroniki Towarzystwa Jezusowego prowincji Neapolitańskiej, opowiadają następujące zdarzenie o pewnym młodzianie ze znakomitego rodu Szkockiego, nazwiskiem Wilhelm Elfinston. Był on krewnym króla Jakóba. Zrodzony na łonie kacerstwa, podzielał jego błędy; lecz oświecony łaską Bożą zaczął je rozpoznawać; a przybywszy do Francji, dzięki naukom, które miewał dla niego jeden z ojców Jezuitów, także Szkot rodem, a szczególnie dzięki pośrednictwu przenajświętszej Panny, uznał w końcu prawdę, wyrzekł się kacerskich zasad i został katolikiem. Poczem udał się do Rzymu. Tam razu pewnego jeden z jego przyjaciół, widząc go bardzo zafrasowanym, spytał o powód tego. Młodzieniec odrzekł, że w nocy okazała mu się matka i tak przemówiła: „Jakiś ty szczęśliwy synu mój, żeś wszedł na łono prawdziwego Kościoła! Co do mnie, ponieważ na moje nieszczęście umarłam w kacerstwie, na wieki zgubioną jestem”. Od tej pory przymnożył on nabożeństwa do przenajświętszej Panny, którą obrał sobie za jedyną matkę; a wkrótce Maryja natchnęła go myślą zostania zakonnikiem i ślubem się do tego zobowiązał. Tymczasem zachorował i udał się do Neapolu, w nadziei że zmiana powietrza przywróci mu zdrowie; lecz spodobało się Panu Bogu, aby tam umarł, nie wprzód jednak, aż został zakonnikiem. Wkrótce bowiem po przybyciu do tego miasta, gdy lekarze uznali chorobę jego śmiertelną, po długich prośbach ze łzami zaniesionych, przyjęty został przez ojców Jezuitów do ich zakonu, a po przyjęciu Wiatyku, wykonał śluby wobec przenajświętszego Sakramentu, i zaliczony został do członków zgromadzenia. Dostąpiwszy tak pożądanej pociechy, rozczulał wszystkich żywością uczuć, z jakiemi dziękował Maryi, najdroższej Matce swojej, że go wyrwała z kacerstwa, przywiodła na łono prawdziwego Kościoła i w końcu zaprowadziła do domu Bożego, gdzie umierał otoczony zakonnikami braćmi swoimi. „O! co za szczęście, wołał, umierać w gronie tych aniołów!” A gdy go nakłaniano, aby się nie trudził mówieniem, odpowiedział: „Nie pora to teraz dla mnie wypoczynku, gdy śmierć się zbliża.” Przed samym zaś skonaniem rzekł do obecnych: „Czy widzicie Aniołów niebieskich, którzy mnie otaczają?” Poczem jeden z zakonników słysząc, iż coś po cichu szeptał, spytał go co mówił; odrzekł że rozmawiał z Aniołem Stróżem, który mu objawił, że bardzo niedługo zabawi w czyśćcu, i wkrótce wejdzie do nieba. I znowu zaczął słodką rozmowę toczyć z Maryją, a powtarzając: „Matko moja! matko moja!” jak dziecię usypiające na rękach matczynych, skonał spokojnie. Wkrótce potem pewien, świątobliwy zakonnik miał sobie objawione, że już jest w niebie.

Święty Alfons Maria Liguori, Uwielbienia Maryi, Kraków 1877 rok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz